Kilka dni temu oddano do użytku przebudowane skrzyżowanie ulic Toszeckiej i Czołgowej. Przebudowa miała na celu usprawnienie ruchu samochodowego. Cel został osiągnięty ale kosztem rowerzystów.
Rowerzysta dojeżdżający do skrzyżowania od strony Czechowic jest spychany przez bariery odgradzające pobocze wprost pod rozpędzone samochody. W tym miejscu jest ograniczenie prędkości do 70 kilometrów na godzinę, a pobocza nie ma. Za skrzyżowaniem jest ta sama sytuacja -pobocza brak, a bariery energochłonne są ustawione przy samej jezdni spychając ponownie cyklistów na jezdnię. Co więcej -za skrzyżowaniem nie ma znaku ograniczającego prędkość, więc pojazdy mogą się tam rozpędzać do 90 km/h.
Ulicą Toszecką, latem, mnóstwo gliwiczan dojeżdża rowerami nad Jezioro Czechowickie, a pobocze wzdłuż ulicy jest uważane przez Urząd Miejski za szlak rowerowy. To kolejny, najświeższy przykład jak deklaracje miejskich urzędników o wprowadzaniu rozwiązań prorowerowych nie przystają do rzeczywistości.
Może pora na powołanie w Gliwicach oficera rowerowego, bo dotychczasowe próby ogarnięcia problematyki rowerowej są na żenująco niskim poziomie.