Hynkowy krasikoń
Każdy zabytek niesie ze sobą jakąś historię, opowieść. Czasem wesołą, czasem smutną, czasem prostą, czasem skomplikowaną. Niestety bardzo rzadko udaje się ją poznać, choćby w ułamku. Dlatego możemy tkać w myślach różne scenariusze. Ale to w archeologii chyba też jest piękne…
Hynkowy krasikoń
Roku pańskiego 1682 pola w czechowickim majątku obrodziły wyjątkowo. Już w początkach lipca pokryły się złotem, falującym w rytmie ciepłych letnich podmuchów. Miejscowe szeptuchy wróżyły dostatek, lecz nie obnosiły się z tym zanadto, przeczuwając, ze zbytni urodzaj często zwiastować może jakiś przyszły kataklizm.
Hynek już od świtu kręcił się niespokojnie po obejściu chałupy, doglądając gwarnego jak na ta porę inwentarza. Jako skromny zagrodnik rozmyślał o tym, że mimo dorodnych plonów jakimi obdarzyło również jego kawałek ziemi i tak będzie się musiał zatrudnić w folwarku, aby w spokoju przetrwać z rodziną kolejna zimę. Co gorsza, nowy właściciel, baron von Welczek znany był z tego, iż płacił mało, nie zatrudniał nigdy ponad miarę, co wynikało jednako tyle samo z rozwagi co i zwyczajnego skąpstwa tegoż jegomościa. Po głowie chodziły mu tez jednak inne, słodkie, a jednocześnie gorzkie myśli, które wypierały ponure trudności codziennego życia. To już równo dwadzieścia wiosen mija jak spotkał na swej drodze Dorcie, najpiękniejszą niewiastę jaką w życiu ujrzały jego oczy. Niewiastę, w której rozkochał się od razu, od pierwszego wejrzenia, bez pamięci. Co ważniejsze, czego z początku świadom w zupełności nie był, z wzajemnością.
Dorcia była czwarta córką Ahima, kowala ze wsi Zernitz, człeka cieszącego się powszechnym uznaniem i poważaniem w całym dekanacie. Potrafił on wszelako i wykuć solidny lemiesz, jak też wyrwać dręczącego śmiertelnika zęba. Ludziska przypisywali mu moc nieco magiczną. Rad u niego też szukali niczym u plebana. Ahim dbał o swoje córki, lecz to właśnie Dorcia była jego najukochańszą, być może dlatego, że najmłodszą dzieciną. Już od pierwszych lat życia była dziewczęciem ciekawym świata, a w szczególności przyrody i wszelakiej alchemii, dlatego towarzyszyła ojcu niemal na krok.
Pewnego razu, gdy Dorcia weszła juz w 17 rok swojego życia kowal Ahim zyskał dzięki dobrej ludzisków opinii zapotrzebowanie od proboszcza ze wsi Czechowitz na nowe drzwi tutejszego kościółka. Zwykle na takowe pomiary Ahim słał swego czeladnika Dobka, lecz tym razem chciał uczynić to sam, by przysposobić przy tej okazji swej ciekawej świata Dorci szansy na eskapadę. Los chciał, że to właśnie Hynek tego dnia na prośbę plebana otworzyć miał przyjezdnym podniszczone czasem i wilgocią wrota kościółka…
I żech ją teda ujrzoł… – pomyślał Hynek, a jego lico z razu rozbłysło kryjąc wszelkie oznaki doczesnego zmartwienia.
Spotykali się z początku z rzadka, na gwarnych targach wsi Sosnicowitz, gdzie kowal Ahim stawiał czasem swój obwoźny kram, a gdzie ojciec słał Hynka z miodem i woskiem na handel. Zerkali już wówczas na siebie często, coraz bardziej zaczarowani rodzącym się miedzy nimi uczuciem. I tak przeszło dwa lata z okładem… Hynek nie miał bowiem w tym czasie ani razu na tyle odwagi, aby do Dorci przemówić. Raz tylko, wiosenną porą posłał jej korzystając z posługi umorusanego bajta zielonkę czterolistnej kończyny, którą znalazł wodząc rozmarzony przy diabelskim głazie w czechowickim w lesie.
Dorcia otrzymane ziele zachowała i od razu traktowała niczym relikwię. Trzymała ją pod poduchą w małym puzderku, co też szybko odkryły jej ciekawskie siostrzyczki. Wieści o tym krasikoniu rychło też trafiły do uszu Ahima. Stary już z dawna widział córkę wodzącą oczami za Hynkiem, z czego nie był nazbyt szczęśliwy. Czuł, że rychło straci najmilszą mu pociechę. Wiek i doświadczenie podpowiadały mu jednak, że nie godzi się wciskać swojej zazdrości miedzy młodych. Wybrał się zatem pewnej soboty, aby rozmówić się z hynkowym fatrem. Starziki sobie gorzałki popili i zrękowiny młodych uradzili. Na odchodne kowal wręczył Hynkowi pierścień własnoręcznie wytworzony, z krasikoniowym grawerem, aby ten go Dorci na palec włożył, z obietnicą wiecznego szczęścia u jego boku.
I tak pewnego wiosennego dnia Hynek i Dorcia złączyli swoje drogi, w miłości, w zdrowiu i chorobie, w dostatku i niedostatku, na zawsze. A ahimowy pierścień był tego pieczęcią.
Wznoszące się na widnokręgu słońce coraz mocnej ogrzewało budzącą się do życia zagrodę Hynka. Krowy donośnie już domagały się dojenia, a buńczuczny kogut z radością zapiał po raz wtóry witając jutrzenkę. Wyrwany z letargu Hynek spojrzał w zadumie w kierunku snującego się za drzewami cienia lekko już zmurszałego kościółka…
Zaś bedziesz dumoł na tym zydlu cała doba fater, aaa…??? – powiedziała dobitnie stojąca w drzwiach chałupy nastoletnia już Fridka. A Hynkowi się wydało, że to do niego sama Dorcia mówi. I z razu zrobiło mu się jakoś lżej na sercu…
RZ, Tarnowo Podgórne, 21-22.01.2019